Góra o zachodzie słońca. Inspiracje podróży.
Logo bloga podróżniczego Między Kilometrami

Zdjęcia i zapiski z podróży, wypraw motocyklowych, mapy i trasy wycieczek, blog podróżniczy.
Jeżeli chcesz wykorzystać materiały z tej strony
skontaktuj się z nami. Ta strona wykorzystuje pliki cookie.

Między kilometrami logo bloga podróżniczego

INSTAGRAM

INSTAGRAM

Logo WebWave - strony www

YOUTUBE

YOUTUBE

Góry w Gruzji. Patrzymy czy wszystko jest dobrze.

Inspiracje do podróży na maila

Kilka razy w roku wyślemy Ci ciekawe inspiracje do podróży.

 

Twój adres e-mail:
OK, Wysyłaj MI
OK, Wysyłaj MI
Formularz został wysłany - dziękujemy.
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola!

ŁUKASZ GAJEWSKI

AUTOR WPISU:

Mała wywrotka, przez którą musieliśmy przerwać naszą podróż

23.08.2018, 162km w 8 godzin

W dalszej części tego wpisu opisuję swoje doświadczenia i przemyślenia na temat ubezpieczenia podróżnego Warta Travel, Warta Assistance oraz NNW. Podsumowanie oraz moją opinię znajdziesz na końcu wpisu. Artykuł nie jest sponsorowany.

Tego dnia jechaliśmy górską drogą z Uszguli do Kutaisi. Właściwie na niektórych odcinkach ciężko było nazwać ją drogą, ponieważ bardziej przypominała kamienistą ścieżkę dla pieszych. Olga musiała często schodzić z motocykla, abym mógł pokonać bardziej wyboiste miejsca samodzielnie.

Było stromo i miałem właśnie kolejny raz zatrzymać się, aby Olga mogła zejść. Niestety pech chciał, że w trakcie tego manewru omsknęło mi się przednie koło na śliskim kamieniu. Odruchowo, wiedząc że Olga jest z tyłu i jeszcze nie wie co za sekundę się wydarzy, próbowałem uchronić nas przed upadkiem. Niestety było za późno. Nie dałem rady utrzymać motocykla, który był już pod sporym kątem.

Jedna sekunda i już jesteśmy na ziemi. Noga, którą chciałem powstrzymać upadek, została przygnieciona przez kufer. Ja w trakcie upadku obróciłem się bezwładnie i poczułem, że coś mi strzeliło w stopie.

Nie miałem pojęcia co mi się stało. Bałem się, że mogło to być złamanie.

Spojrzałem szybko na Olgę. Na szczęście cała! Pytam, czy wszystko OK. Ona potwierdza.

Nie zważając na ból, próbuję logicznie myśleć. Odruchowo wyłączyłem motocykl. Chwila na ocenę sytuacji.

Przypomniało mi się, jak na kursie pierwszej pomocy w PCK, prowadzący zawsze łapał nas na tym, że zapomnieliśmy ocenić sytuację.

Nie wiedziałem co mi się stało. Nigdy wcześniej nie miałem takich zdarzeń. Siedziałem chwilę na ziemi i próbowałem poruszać palcami lewej stopy. OK, ruszają się. Teraz cała stopa. Oj, boli! Na szczęście nie tak mocno. No dobrze, a czy potrafię wstać? Udało się, ale stopa boli. Kilka kroków – boli – ale ok, dam radę.

Z pomocą Olgi odczepiam kufry i stawiam motocykl.

 

Ratunek

Szczęśliwym trafem dojeżdża do nas polska ekipa, jadąca samochodem terenowym w tę samą stronę.

Jeszcze kilka kilometrów temu oferowali nam, że wezmą Olgę do siebie, aby było mi lżej jechać. To była dobra propozycja. Droga była za ciężka na dwie osoby na jednym motocyklu. Podziękowaliśmy. Teraz tego żałuję.

Aktualnie nie mamy wyboru. Musimy jakoś dojechać do miasta i jak najszybciej udać się do szpitala zobaczyć co z moją nogą.

Po krótkiej rozmowie, Cynciu z ekipą poradzili mi, abym nie ściągał buta, ponieważ później już bym go nie założył. Zaproponowali podwieźć Olgę i bagaż do miejsca, w którym zaczyna się lepsza droga. Szybko zgodziliśmy się na taki układ.

W samochodzie było sporo miejsca, więc udało się włożyć torbę i dwa kufry boczne. I w drogę!

Droga nadal była trudna. Co chwilę kamienie, kałuże, momentami błoto i stromizny. Trzymałem się dzięki adrenalinie. Z każdą zmianą biegu, czułem jak noga coraz bardziej boli i puchnie.

Pamiątkowe zdjęcie. Uśmiecham się, bo wiem, że już z górki i dam radę dojechać do miasta.

 

Samodzielny dojazd do Kutaisi

Asfaltem jechało się dobrze. Niestety noga bolała coraz bardziej.

Do Kutaisi zostało jeszcze parę godzin, a jazda dłużyła się w nieskończoność.

To już był czas, aby skontaktować się z Warta Assistance. Wiedzieliśmy, kiedy dojedziemy do miasta i mogliśmy podać ubezpieczycielowi jakieś konkrety.

Stanęliśmy na poboczu. Każdy taki postój był dla mnie wymagający. Gdy próbowałem robić najprostsze czynności, orientowałem się jak wiele mięśni pracuje w mojej stopie, aby zatrzymać motocykl i swobodnie z niego zejść.

Brudne buty Joachima. Trasa była wymagająca.

A taki był widok. Cały czas pięknie, ale noga boli... ;)

 

Warta Travel i Warta Assistance w praktyce

To moje drugie doświadczenie z ubezpieczeniem od Warty. Pierwszy raz miałem okazję skorzystać z Warta Travel dwa lata temu w Bukareszcie i byłem bardzo zadowolony – wszystko przebiegło sprawnie i profesjonalnie.

Tym razem nie poszło tak dobrze, jak się spodziewałem.

 

Kontakt z centrum assistance

Najpierw zadzwoniłem na infolinię Warty. Biorę kwitek, który dostałem wraz z umową, aby odczytać numer pod który mam zadzwonić. Dzwonię przez VOIP, ponieważ połączenie telefoniczne z Gruzji do Polski to koszt ok. 7 zł/min, gdy sam dzwonię lub 4 zł/min, gdy odbieram.

Po ostatniej przygodzie na infolinii wiedziałem, że nie załatwi się tam żadnej sprawy w 3 minuty ;) Potrzeba kilku połączeń i wielu minut rozmowy. Przy czym, jak ktoś na infolinii mówi, że za chwilę oddzwoni, to bardzo luźno traktuje owo "za chwilę".

W związku z tym, że miałem internet na gruzińskiej karcie, skorzystałem z połączenia VOIP przez aplikację Viber. Dodzwoniłem się, ale niestety nie zadziałało wybieranie tonowe. Nie mam pojęcia dlaczego. Gdy używałem tej opcji wcześniej, wszystko działało idealnie. Tym razem nie udało się.

No dobra, ale jest rok 2018. Na kwitku piszą, że można użyć Facebook Messenger. Super! Piszę wiadomość. Konsultant odpowiada! Oddzwaniają do mnie na numer gruziński, który podałem w wiadomości, choć dziwią się, że nie mogę odebrać pod polskim numerem. No cóż, roaming drogi, a nie uśmiecha mi się załatwiać takich spraw za 4 zł za minutę.

Po kilku minutach ktoś do mnie zadzwonił. Zadał pytanie o nr ubezpieczenia i chciał się dowiedzieć co się stało. Podałem niezbędne dane i opowiedziałem co się wydarzyło. Dodałem też, że mogę być w Kutaisi za 2 godziny. To duże miasto, więc znalezienie tam szpitala nie powinno stanowić problemu.

 

Warta organizuje pomoc

Warta przyjęła zgłoszenie około godziny 15.00. Obiecali, że w ciągu 2 godzin wyślą mi adres, gdzie mam pojechać, aby uzyskać pomoc. Niestety nie dotrzymali słowa.

Olga jeszcze sprawdza, czy na pewno u niej wszystko w porządku. Na szczęście nie było nawet pojedynczego siniaka.

W międzyczasie kontaktowałem się z Wartą kilka razy i prosiłem o załatwienie sprawy.

Zatrzymaliśmy się w parku na przedmieściach, aby znaleźć na booking.com jakiś hotel.

Adres szpitala dostałem dopiero o 18.55! Czyli po ok. 4 godzinach od przyjęcia zgłoszenia. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby stało mi się coś  bardziej poważnego... Dzisiaj już wiem, że mógłbym liczyć tylko na ludzi spotkanych po drodze.

Hotel, w którym zatrzymaliśmy się, był położony niedaleko szpitala Academian Z. Tskhakaia, czyli West Georgia National Center of Interventional Medicine jak mówiło Google.

W tym czasie moja stopa wyglądała mniej więcej tak. Nie wyglądało to groźnie, ale bolało jak cholera! Z trudem chodziłem, a każdy krok sprawiał mi duży ból.

Kierowca z hotelu był tak uprzejmy, że postanowił nas zawieźć do szpitala za drobną opłatą – podobno taniej niż taxi. Mimo, że szpital był oddalony ok. 3 kilometry, a kierowca twierdził, że wie gdzie ma nas zawieźć, to pojechał w zupełnie innym kierunku i koniec końców musiałem go sam nawigować w jego własnym mieście :) Na szczęście byliśmy umówieni na sztywną stawkę, więc po prostu straciliśmy dodatkowy kwadrans na jeżdżenie po mieście w "poszukiwaniu" szpitala, który był na prawdę dość blisko tego hotelu.

 

Bezgotówkowa wizyta w szpitalu

Do szpitala dotarliśmy ok. 22. Szybko nas przyjęli. Pani na recepcji mówiła po angielsku i sprawnie ogarnęła wszystkie formalności. Wkrótce pojawił się lekarz, który już nie mówił po angielsku, ale za to znał rosyjski i Olga mogła mi wszystko tłumaczyć.

Wskazali mi kierunek, gdzie mam iść. A ja próbowałem się tam przemieścić skacząc na jednej nodze. Eh...

Ze zdjęcia RTG wynikało, że nie mam złamania. Twierdzili, że jest to niegroźne naciągnięcie więzadeł i że po weekendzie w łóżku powinno być OK.

Dali mi w końcu wózek, zabandażowali stopę i wypuścili ze szpitala.

Przy winie z plastikowej butelki po coli, które kupiliśmy od jakieś staruszki w Ushguli, rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło i jak będzie mogła wyglądać dalsza część naszej wyprawy do Gruzji.

Tej nocy zasypiałem z myślą, że będzie dobrze. Niestety moja noga bolała coraz bardziej.

 

Druga wizyta w Szpitalu – co dalej? Dzień 11-19

24.08 – 02.09.2018, Kutaisi

Wykonując dokładnie zalecenia lekarza, leżałem cały weekend w łóżku.

Chłodzę stopę zimną wodą. Czasem nawet zbyt intensywnie, bo robi mi się zimno i czuję jakbym miał gorączkę.

Leżąc tyle czasu, pozostało mi tylko wspominanie pięknych widoków i selekcja zdjęć.

Tak wygląda moje życie na Facebooku i Instagramie. Super fota i kilka lajków od znajomych.

A tak wygląda w rzeczywistości. Noga boli. Pranie suszy się na linie holowniczej, przewieszonej przez cały pokój. Ja przed kompem zastanawiam się, czy cokolwiek jeszcze zobaczę w tym pięknym kraju.

Po dwóch dniach moja stopa zmieniła kolor, opuchlizna powiększyła się, a ból nie ustępował. Postanowiliśmy skonsultować się z drugim lekarzem w innym szpitalu.

 

Druga wizyta w szpitalu zorganizowana samodzielnie

Tym razem zmieniliśmy podejście i zorganizowaliśmy wizytę na własną rękę, żeby cała procedura przebiegła mniej frustrująco niż za pierwszym razem.

Po kilkunastu minutach researchu w Internecie, mieliśmy wybrany szpital oraz potwierdzoną wizytę.

 

Nadzór ubezpieczycielA

Aby nie mieć problemów ze zwrotem kosztów, skontaktowaliśmy się z Wartą i powiedzieliśmy im, że z nogą jest gorzej i potrzebujemy drugiej konsultacji z innym lekarzem.

Warta odpowiedziała, że muszą skonsultować się ze swoim lekarzem w celu potwierdzenia, czy zwrócą nam pieniądze za kolejną wizytę w tej samej sprawie. Zdziwiło mnie to!

Po jakimś czasie dostaliśmy informację zwrotną od partnera Warty, że zwrócą pieniądze, ale mamy wysłać im dokumentację medyczną, rachunki za wizytę oraz leki przypisane przez lekarza.

 

Wizyta w szpitalu

W tym szpitalu również na recepcji mówili po angielsku, a lekarz już tylko po rosyjsku. Zrobili mi rentgen. Tym razem miałem wrażenie, że lekarz jest zaangażowany i chce mi jak najlepiej pomóc. Choć powiedział, to samo co poprzedni lekarz, to jednak przypisał mi leki, które miały przyspieszyć regenerację stopy.

Tak wyglądała jego kartka z zaleceniami i rozpiską jakie leki łykać i kiedy robić zastrzyki. Pod niektórymi punktami Olga dodała po rosyjsku swoje notatki, które dla mnie wyglądają jakby napisał to lekarz po gruzińsku ;)

Od tego momentu wiedzieliśmy, że musimy co najmniej tydzień spędzić w Kutaisi i dać trochę więcej czasu mojej stopie, aby mogła się zregenerować.

 

Zastrzyki

W aptece kupiliśmy wszystkie przypisane leki oraz strzykawki do robienia zastrzyków domięśniowych.

Nikt z nas wcześniej nie wykonywał zastrzyków i bardzo stresowaliśmy się faktem, że będziemy musieli nauczyć się robić je na moim pośladku.

Obejrzeliśmy kilka filmów na YouTube i zabraliśmy się do pierwszego zastrzyku.

Z całych sił próbowałem ukryć mój strach, aby Olga dodatkowo nie musiała się stresować. Nie boję się zastrzyków, jednak myśl, że to pierwszy zastrzyk Olgi, a igłę trzeba wbić głęboko na kilka centymetrów w mój pośladek, nie pomagała mi rozluźnić pośladków ;)

Na szczęście daliśmy radę! Olga wszystkie zastrzyki wykonała w moim odczuciu lepiej niż profesjonalne pielęgniarki.

 

Stan nogi

Moja noga każdego dnia wyglądała inaczej. Siniak często zmieniał swoje położenie i kolory.

Na tym zdjęciu widać siniak na wysokość buta motocyklowego. Całe szczęście, że miałem dobre buty (Sidi Adventure). Szkoda jednak, że nie uchroniły mojej nogi w 100%.

 

Tydzień w Kutaisi – Co robić? Jak żyć?

W Kutaisi spędziliśmy ponad tydzień. Prawie w ogóle nie widzieliśmy tego miasta. W zasadzie ja widziałem 2 szpitale i drogę z samochodu. Olga widziała trochę więcej, ponieważ chodziła do sklepu po jedzenie i wino.

Leżeliśmy w łóżku. Oglądaliśmy seriale na Netflixie i zastanawialiśmy nad planem B – czyli jak wrócić z motocyklem do Polski.

 

Brak wody w Kutaisi

Kilka słów o standardzie życia w Kutaisi. Gdy wprowadziliśmy się do pokoju znalezionego na bookingu, to szybko okazało się, że w Kutaisi normalnym jest to, że przez większość dnia nie ma bieżącej wody. W rejonie, w którym wynajmowaliśmy mieszkanie, wody nie było w godzinach 9 -17.

Poza wodą czekało na nas jeszcze kilka innych niespodzianek. Awaria internetu u operatora, wizyty innych potencjalnych wynajmujących gdy ja leżałem w łóżku.

Właściwie wiele rzeczy opisane w tym ogłoszeniu na booking.com były wymyślone i nie były weryfikowane przez ten serwis. Np. windę dopiero budowali, a ułatwienia dla osoby niepełnosprawnej były takie, że trzeba było chodzić po schodach bez poręczy.

Choć pokój był nowy i ładny, to jednak widać było gruzińską myśl techniczną. Żeby włączyć piekarnik, trzeba było odłączyć lodówkę ;)

 

Testy nogi

Po tygodniu leżenia w łóżku chciałem przetestować, czy mogę odbyć choć krótki spacer. Wybraliśmy się do pobliskiej restauracji na obiado-śniadanie.

Stary samochód Zaporożec

Przed restauracją stał wiekowy Zaporożec.

Wyglądało na to, że z nogą jest lepiej, ale jednak do sprawności daleka droga.

Postanowiliśmy kupić bilety na prom z Batumi do Burgas (Bułgaria) i wrócić do Polski na motocyklu.

Plan był taki, aby po trzech dniach spędzonych na promie ocenić czy dam radę prowadzić motocykl w dłuższej trasie. Jeśli nie, to mieliśmy plan C – zostawić motocykl na jakimś strzeżonym parkingu w Burgas i wrócić do domu samolotem.

Burgas jest turystycznym miastem i wyglądało na to, że można łatwo złapać tani lot po sezonie, aby wrócić po motocykl np. w październiku.

 

Powrót Joachima

Gdy my leżeliśmy w łóżku, Joachim przez tydzień zwiedzał samodzielnie Gruzję. Teraz miał ubezpieczać nas w drodze do Batumi. On sam planował wracać przez Turcję z Jarkiem – kolegą poznanym na promie z Czarnomorska do Batumi.
 

 

Damy radę? Dojazd do batumi. Dzień 20

03.09.2018, 149 km

Zdjęcie naszego motocykla niedaleko portu w Batumi. Olga załatwiała papiery na prom. Ja siedziałem na krawężniku i pilnowałem sprzętu.

 

 

 

podsumowanie ubezpieczenia podróżnego od Warta Travel

Aktualizacja z dn. 23.03.2019

Zalety Warta Travel

  • można załatwić wizytę bezgotówkową
  • Warta Assistance ogarnie Ci wizytę i wyśle adres lekarza SMS-em
  • kwota za ubezpieczenie NNW wypłacana jest bardzo sprawnie. Wystarczy zadzwonić do Warty i zgłosić szkodę, potem wszystkie dokumenty można dosłać przez aplikację mobilną, co jest bardzo wygodne. Jeśli masz ubezpieczenie NNW do motocykla + podróżne NNW to kwota jaką wypłaci Ci Warta jest sumowana

 

Wady Warta Travel

  • Assistance działa dość wolno (podejrzewam, że to lokalny partner Warty opóźnia cały proces), jeśli potrzebujesz szybkiej interwencji lepiej załatwiać sprawę samemu i prosić o pomoc spotkanych ludzi
  • wszystko chcą załatwiać przez telefon, co może powodować koszty większe niż kwota zakupu ubezpieczenia
  • brak możliwości załatwienia sprawy innym kanałem np. przez Messengera, WhatsAppa albo inny komunikator internetowy

 

 

 

następny wpis - Prom do Bułgarii. Trasa Batumi - Burgas →

29 sierpnia 2018

Gdy wszystko pójdzie nie tak! Wywrotka i Ubezpieczenie podróżne Warta travel. Gruzja 2018

Blog podróżniczy o wyprawach motcyklowych, wycieczkach samochodowych poza utartym szlakiem.
Logo bloga podróżniczego o podróżach motocyklowych
Blog o podróżach, alternatywne trasy motocyklowe i podróże poza utartym szlakiem

INSTAGRAM

 

RU

YOUTUBE