Pierwszy etap naszej wyprawy był czysto przelotowy. Chcieliśmy jak najszybciej dojechać do Czarnomorska skąd mieliśmy prom do Batumi w Gruzji. Zachęcam do obejrzenia zdjęć z tej części trasy.
14.08.2018, ~80KM
Na parkingu, gotowi do drogi. Plan na dziś — wyjechać z miasta i rozbić się gdzieś za Warszawą.
Odjechaliśmy ok. 80 km od Warszawy. Obóz rozbiliśmy na dziko, nad Wisłą. Komarów było od za******a :( Na szczęście Grzegorz i Ela szybko rozpalili ognisko i komary przestały być problemem ;)
Po drugiej stronie Wisły widzimy Elektrownię Kozienice. Druga co do wielkości elektrownia węglowa w Polsce.
Niedaleko od Warszawy, a już mogliśmy poczuć klimat wyprawy.
15.08.2018, ~ 360 km
Kolejka przed granicą (Hrebenne-Rawa Ruska) wyglądała niegroźnie. Finalnie zeszło nam 2,5 godziny na pokonanie tej granicy. W międzyczasie dostaliśmy TIP od pana strażnika, że aby ominąć kolejkę motocyklem legalnie (bo niestety jest podwójna ciągła) to można wjechać od strony miasta. Wyjeżdża się zaraz przy szlabanie (lewy, górny róg powyższego zdjęcia). Wtedy można zgasić motocykle i przepchać je na początek kolejki ;)
Optymistycznie poczekaliśmy te kilkadziesiąt minut do szlabanu.
Do Lwowa wjechaliśmy wczesnym wieczorem. Zdążyliśmy jeszcze kupić kartę z internetem (15GB za ok. 10 zł), wymienić pieniądze w kantorze i zameldować się w "stylowym" mieszkanku znalezionym za jakieś grosze na booking.com.
Wieczorem udaliśmy się na kolację do lokalnego browaru. Mieli tam ciekawe piwka ;) Na zdjęciu piwko Trump.
We Lwowie byliśmy zaledwie chwile, ale bardzo nam się spodobał. Żywe, europejskie miasto. Przystępne ceny i fajny klimat. Jeszcze tu wrócimy! :)
16.08.2018, 326 km
Tego dnia cały dzień spędziliśmy w trasie. Właściwie nic ciekawego się nie działo. Wybraliśmy najbardziej główną drogę. Miała dość dobrą nawierzchnię i mogliśmy w miarę sprawnie pokonać sporą część Ukrainy.
Gdy tylko zjechaliśmy w jakąkolwiek boczną drogę, prędkość spadała drastycznie. Musieliśmy manewrować między dziurami, wyrwami i innymi pojazdami, które jeździły po całej szerokości drogi.
Między miejscowością Chmielnicki i Winnica, niedaleko głównej drogi, znaleźliśmy dziki/nieczynny kemping. Oprócz nas były tam jeszcze ze 3 inne namioty i widać było, że już po sezonie ;)
17.08.2018, 542 km
Gdy obudziliśmy się rano, usłyszeliśmy krople deszczu spadające na namiot. Byliśmy przekonani, że w takim deszczu nie ma co składać namiotu. Poszliśmy spać dalej ;)
Gdy tylko wystawiłem głowę z namiotu, deszcz okazał się niegroźną mżawką. Ruszyliśmy około południa. Przed nami mieliśmy najdłuższy przelot tej wyprawy.
Ostatnia fotka przy jeziorku i w drogę!
Po kilkudziesięciu kilometrach mżawka zamieniła się w dość sporą burzę. Na szczęście udało nam się w ostatniej chwili zjechać do parku, gdzie były ławeczki z dachem.
Gdy tylko zjeżdżaliśmy w boczne drogi, było pięknie. Niestety było też więcej dziur i prędkość przelotowa drastycznie spadała.
Słońce już zachodziło a jeszcze długa droga do Odessy. Na szczęście autostradą :)
Do Odessy dotarliśmy około północy. Było ciemno i przerażająco. Teoretycznie mieliśmy nocleg w turystycznej dzielnicy, blisko plaży.
18.08.2018
Tak wyglądał nasz pensjonat. Przed nim tory. Dalej bardzo ruchliwa droga, park i plaża.
W nocy szliśmy tą drogą. Była zupełnie nieoświetlona a studzienki odkryte ;) Dobrze, że nikt z nas nie wpadł.
Aby choć trochę poczuć klimat wakacji, wybraliśmy się na plażę. Była bardzo zatłoczona, woda nie należała do najczystszych. Spędziliśmy tam kilka godzin na leżaku i odpoczywaliśmy po wczorajszym odcinku.
Po plażowaniu pojechaliśmy zobaczyć, jak wygląda centrum Odessy.
Tutaj jedna z najpiękniejszych ulic, jakimi mieliśmy okazję jechać w tym mieście ;) Zwrócicie uwagę na gładki asfalt zadbane chodniki.
Jedno ze skrzyżowań w okolicach Privoz Market - takie duże targowisko w centrum miasta.
Kolejna fotka, oddająca dobrze klimat odeskich ulic ;)
Odrobina zachodu ;)
Przemierzanie miasta pieszo nie należy do najprzyjemniejszych. Duże ulice i odległości. Chcieliśmy znaleźć restaurację. Chodziliśmy i szukaliśmy. Wyglądało na to, że w Odessie ludzie nie chodzą jeść na mieście zbyt często.
Jak już idą do restauracji to raczej na jakieś eleganckie przyjęcie.
Po tym zdjęciu rozpętała się burza. Chwilę przed oberwaniem chmury znaleźliśmy miejsce, gdzie można było coś zjeść. Później wróciliśmy Uberem do pensjonatu.
Autor: Łukasz Gajewski
AUTOR WPISU:
ŁUKASZ GAJEWSKI
Kilka razy w roku wyślemy Ci ciekawe inspiracje do podróży.
Zdjęcia i zapiski z podróży, wypraw motocyklowych, mapy i trasy wycieczek, blog podróżniczy.
Jeżeli chcesz wykorzystać materiały z tej strony skontaktuj się z nami. Ta strona wykorzystuje pliki cookie.