Tak wyglądał nasz jacht a zarazem dom na najbliższe 3 dni i noce. 10-metrową Bavarię wyczarterowaliśmy z gdyńskiej mariny.
Jak tylko zobaczyłem tę mapę poczułem się jak w domu.
Wypływamy z Gdyni. Płyniemy w kierunku portu we Władysławowie.
Pogoda była piękna ale niestety nie wiało. Na zdjęciu półwysep Helski widziany od strony morza. Piękna pogoda a na plaży pustki. Pewnie dla wielu z Was to widok dość egzotyczny. Fakt! Półwysep helski poza sezonem jest totalnie pusty.
Wpływamy do portu we Władysławowie już po zachodzie słońca.
W tym porcie byłem pierwszy raz. Jest mało turystyczny ale za to bardzo rybacki.
Nigdzie nie widziałem tylu kutrów rybackich w jednym miejscu. Na zdjęciu widać mały wycinek tego portu. Nie było czasu na fotki. Musieliśmy płynąć dalej w kierunku Łeby.
Sprawdzajcie swoje jachty dokładnie gdy je czarterujecie bardzo często czegoś nie ma albo coś nie działa. Tutaj Mateusz walczy o listwę usztywniającą grota (taka sztywna listwa wkładana do kieszonki w żaglu aby materiał był bardziej sztywny i miał lepsze właściwości aerdynamiczne). Listwa wypadła. Udało się ją złapać a później włożyć na miejsce.
Tego dnia było na prawdę zimno. Byliśmy w pełnym słońcu a termometr wskazywał 6.7 stopnia Celsjusza. Na wodzie zupełni inaczej czuje się temperaturę. Wiedziałem to od zawsze, jednak zaskoczyło mnie, że mam na sobie takie ciepłe ubrania, kilka warstw a nadal jest mi bardzo zimno.
Po jakimś czasie pojawiła się mgła i temperatura spadła do 4 stopni. Było romantycznie i pięknie ale też nieprzyjemnie i bardzo zimno.
Dlatego sterował autopilot...
My grzaliśmy się w środku.
Od czasu do czasu patrzeliśmy też przed siebie czy wszystko w porządku ale i tak nie było wiele widać.
Przez malutkie okienka widok był dość ponury.
Po całodniowej żegludze - głównie na silniku - z mgły wyłoniło się wejście do portu w Łebie. Gdyby nie GPS wspominany wcześniej to ciężko byłoby trafić ;)
Po chwili już było więcej widać i mogliśmy bezpiecznie wpłynąć do portu.
I przygotować jacht do cumowania.
Już tylko ostatni klar cumy dziobowej i możemy iść coś zjeść.
Przybyliśmy do Łeby w dobrym momencie. Chwilę później było już ciemno. We mgle Łeba wyglądała jak z horroru ;)
Droga do Gdańska. Mateusz i Dominik (na zdjęciu) wypłyneli o 4 rano abyśmy zdążyli o zachodzie słońca wpłynąć do portu w Gdańsku i jeszcze po drodze wpaść na molo w Sopocie.
Tego dnia na szczęście wiało i było ciepło. Gdy przepływaliśmy w okolicach Gdyni od lądu szyły prądy ciepłego powietrza. Zupełnie jakby ktoś odpalił gigantyczną suszarkę. Znałem to zjawisko z książek jednak pierwszy raz miałem okazję poczuć to na własnej skórze.
Po drodze odwiedziliśmy molo w Sopocie gdzie zrobiliśmy wymianę załogantów i ruszyliśmy już w stronę Gdańska.
Wejście do portu w Gdańsku robi wrażenie. Za zdjęciu masowiec grupy Azoty a po prawej pomnik na Westerplatte.
Na zdjęciu Grzegorz i Tomasz. Grzegorz zadowolony z widoków. Tomasz zadowolony z widoków i whisky.
Takie widoki przypomniały mi czas kiedy studiowałem na Politechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa. Na zdjęciu statki w dokach.
Przepływając 10-metrowym jachtem obok takich statków można poczuć się na prawdę małym.
Dźwigi stoczniowe od strony wody również robią wrażenie.
Do Gdańska dotarliśmy około 21. Nową kładkę dla pieszych podnosili o 22 więc dopiero późnym wieczorem dotarliśmy do gdańskiej mariny. Miasto Gdańsk od strony wody robi duże wrażenie. Szkoda tylko, że już nie miałem sił robić zdjęć.
O czwartej ruszyliśmy do Gdynii aby zdążyć zwrócić jacht. Tego dnia pogoda nas rozpieściła. Było wietrznie i w miarę ciepło. Nareszcie mogliśmy pożeglować i wykorzystać swoje żeglarskie umiejętności.
Więcej o tym rejsie przeczytasz na
AUTOR WPISU:
ŁUKASZ GAJEWSKI
Kilka razy w roku wyślemy Ci ciekawe inspiracje do podróży.
Zdjęcia i zapiski z podróży, wypraw motocyklowych, mapy i trasy wycieczek, blog podróżniczy.
Jeżeli chcesz wykorzystać materiały z tej strony skontaktuj się z nami. Ta strona wykorzystuje pliki cookie.