Zdjęcia i zapiski z podróży, wypraw motocyklowych, mapy i trasy wycieczek, blog podróżniczy.
Jeżeli chcesz wykorzystać materiały z tej strony skontaktuj się z nami. Ta strona wykorzystuje pliki cookie.
Kilka razy w roku wyślemy Ci ciekawe inspiracje do podróży.
ŁUKASZ GAJEWSKI
AUTOR WPISU:
Po wielu dniach intensywnej podróży brakowało nam odpoczynku i wytchnienia. Jak tylko wjechaliśmy do Albanii widzieliśmy, że zatrzymamy się tutaj na dłużej. Wybraliśmy Camping Erlin nad brzegiem jeziora Ochrydzkiego. Miejsce nastawione głównie na niemieckich turystów,. Na szczęście w tym okresie było prawie puste. Zostaliśmy tam na cały dzień i zwiedzaliśmy okolice.
Camping Erlin był przeznaczony głównie dla Niemców. Ciekawostką była toaleta w klimacie azjatyckim. W barze serwowali głownie niemieckie piwo po cenach jak z luksusowych, warszawskich klubów. Jakieś 15-20 zł za butelkę. Grill bar też miał nie wiele wspólnego z Albańskim klimatem zatem na śniadanie wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka.
Na śniadanie udaliśmy się do pobliskiego miasteczka Podgradec. Udało się nam znaleźć coś na kształt baru mlecznego, w którym nie mieli cennika turystycznego. Zjedliśmy pilaf (taki ryż). Bardzo nam smakował i wiedzieliśmy, że jutro rano wrócimy do tej knajpki (40°54’17” N 20°39’8″ E)
Nareszcie zasłużony odpoczynek. Odpoczywały motorki, odpoczywaliśmy my. Nasze wątroby ciężko pracowały na albańskim, podłym piwku.
Naszym głównym zajęciem tego dnia było picie albańskiego piwa i korzystanie z Internetu.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer do miasteczka Lin. Znajdowało się ono po drugiej stronie półwyspu nad Jeziorem Ochrydzkim. Tutaj widok na nasz kemping z okolicznej góry.
Już powoli dochodziliśmy do wioski. Spotkaliśmy okoliczną odmianę kóz 😉 Jedna zjadała kondoma. Wbrew pozorom mało spotkaliśmy takich widoków w trakcie naszej podróży.
Osiągnęliśmy szczyt półwyspu. Widok na Macedońską stronę Jeziora Ochrydzkiego. Drogą w dół dojdziemy do miasteczka Lin.
Dochodząc do miasteczka Lin, można było spotkać wiele zwierzątek. Tutaj osiołek.
Kurczaki biegają? Miło zobaczyć drób jeszcze za życia. Klimat wioski bardzo nam się podobał. Tutaj mniej turystyczna uliczka 😉
To już centrum miasteczka. Bez gwiazdy nie ma jazdy. Nawet traktorem.
Osiołki pracują nawet w niedzielny wieczór. Powoli zbliżamy się do turystycznej części wioski.
W miasteczku panowała zmowa cenowa. Już niestety nie pamiętam ale ryba kosztowała we wszystkich 3-4 restauracjach dokładnie tyle samo. Mieliśmy wrażenie, że zamawiamy w Sopocie w szycie sezonu. Ceny sprawiły, że z ciekawości sprawdziliśmy każdą restaurację w miasteczku. Wszędzie to samo.
Widoki piękne, ryba droga. Swoją drogą dobra przebitka. Mała tania łódka, silnik z poprzedniej epoki a cena ryby niczym z nowoczesnego kutra po środku Norwegii 😉 No dobra. Dramatyzuję. Ale nie lubię takiego naciągania.
Szybka fotka i zapoznanie z menu. Wszędzie podają to samo. Poszliśmy do innej, mniej luksusowej restauracji. Tam zjedliśmy sałatkę, dobiliśmy się piwem i okolicznym bimbrem.